Powrót do szpitala czyli ciąg dalszy diagnozowania

W lipcu i gdzieś do połowy sierpnia na nic nie narzekałam. Serio, znowu czułam się jak młody Bóg. Może w nogach nie było aż tyle siły jak np w styczniu, ale nic mnie nie bolało, żadnych parestezji, fascykulacji, innych objawów. Nic.
Do szpitala powtórnie trafiłam na początku sierpnia. Na dzień dobry usłyszałam coś w stylu, że w ogóle to ja niepotrzebnie przyjechałam i po co. Ku*wa mać, a kto mi kazał przyjechać i kto ustalił mi taki termin? Na obchodzie znowu ten sam schemat: przejść się, młoteczek, ruszyć ręką, nogą, językiem i nagle słyszę: "Ale przecież pani chodzi!". I w tym momencie, chyba jakieś siły wyższe powstrzymały mnie od czynów zabronionych. Uniosłam się i powiedziałam, że może i jeszcze chodzę, ale cierpię. Musiałam zrezygnować z pasji, marzeń, życia jakie chciałam wieść, planów. Każdy epizod z nogami to dla mnie męczarnia! W szpitalu mnie zostawili. Łaskawcy. Powtórzono krew i mocz. Nic nowego. Zrobiono mi rezonans kręgosłupa lędźwiowego oraz szyjnego (miesiąc wcześniej zapowiadali piersiowego, ale zmiana koncepcji). W lędźwiowym nic szczególnego, szyjny - zwyrodnienia, itd. Bez zaskoczenia. W każdym razie rezonans nie wykazał nic, co mogłoby być przyczyną polineuropatii. Dostałam w końcu jakiś nowy lek: Gabapentyna - 2x1. Punkcja nie wykazała żadnych odchyleń, ogólnie czysto, pięknie, ładnie.  Powtórzono mi EMG, tym razem uwzględniając również ręce. Wypisano do domu. Po wynik EMG miałam zgłosić się po tygodniu.

Minęło ciut więcej czasu, ale w końcu dotarłam do szpitala po odbiór wyników. Kiedy w końcu otrzymałam sierpniowy wynik EMG, uznałam, że doszło do pomyłki. Przemiłe panie z sekretariatu sprawdzały chyba dwa razy czy to aby na pewno mój wynik. Nie mogąc uwierzyć w to co widzę, udałam się z nim do ordynatora. Wchodzę i mówię, że nie rozumiem wyniku powtórnego badania, według niego jestem zdrowa?! Na co pan ordynator do mnie, że co w tym dziwnego, że to normalne, to jak z mierzeniem tętna. Jeden zmierzy i jest w normie, zmierzy drugi i ponad normę. I mówił jeszcze dużo, bardzo dużo, ale już nie wiele z tego pamiętam. Wzięłam wynik i udałam się do domu, cały czas zastanawiając się jak to możliwe, że wynik lipcowy różni się aż tak bardzo od sierpniowego. Do tego momentu cały czas myślałam, że skoro mam uszkodzony OUN to zawsze w EMG będą wychodziły jakieś odchyły od normy. Tymczasem wychodzi na to, że jest inaczej.

Powrót choroby czyli objawy, jak już wspominałam pojawiły się w połowie sierpnia i trwają do dzisiaj. Gabapentyna w niczym mi nie pomogła. Dziadostwo. Pogorszyło mi się, ale o tym później.

Oto sierpniowy wynik EMG:

Przewodzenie we włóknach ruchowych i czuciowych badanych nerwów w normie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Copyright © 2014 Moja polineuropatia , Blogger