Diagnoza: Niedoczynność tarczycy

Nie pamiętam wszystkiego dokładnie, ale chyba 13 marca odwiedziłam pierwszego lekarza rodzinnego. Tak. Pierwszego, a było ich czterech!
Do przychodni ledwo doszłam, a miałam tylko kilometr. Było mi duszno, słabo, myślałam, że zaraz się przewrócę. Zależało mi, żeby ktoś przyjął mnie w ten sam dzień, wypadło na dość młodego lekarza. Opowiedziałam wszystko. Wszystko co się ze mną dzieje, od małych pierdółek do tych poważniejszych rzeczy. Z tej całej palety objawów, lekarza szczególnie zainteresowało tylko jedno - moje jelito grube (dokładniej ucisk, który czułam w okolicach tego miejsca, a który był wynikiem czegoś zupełnie innego). Chyba przez 10 minut kontynuowaliśmy ten wątek, a ja musiałam odpowiadać na pytania o kolor, kształt mojego stolca itd. Zwrócił też uwagę  na moją obniżoną hemoglobinę (była ciut pod kreską), więc stwierdził, że ta krew może gdzieś uciekać. Nie trzeba być geniuszem, od razu się domyśliłam o jakie schorzenie mu chodzi, założyłam najgorszy scenariusz. Otrzymałam skierowanie na podstawowe badania krwi, moczu. Zalecił mi też przebadanie się pod kątem pasożytów i jak najszybszą konsultację ginekologiczną. Zapytałam czy te nogi, to może nie od kręgosłupa, z którym od kilku lat mam problemy. "Kręgosłup nie daje takich objawów"- usłyszałam.  Z gabinetu wyszłam roztrzęsiona, w głowie ciągle dudnił mi wątek jelita grubego. Po prostu spanikowałam. Telefon do rodziny, przyjaciółki. Przyjaciółka zapytała mnie czy dostałam skierowanie na krew utajoną w kale. No nie, nie dostałam. Świetnie. Tyle gadania o jelicie, a skierowania na podstawowe badanie - brak. Zrobiłam je prywatnie. Wyniki wszystkich badań  odebrałam kilka dni później. Prawie wszystko w normie. Prawie, bo TSH ponad normę. Niedoczynność jak nic.
W ciągu tygodnia odwiedziłam dwie panie ginekolog. Tak. Dwie. Z jednego powodu - USG! U pierwszej badanie "ręczne", cytologia i ... Ups. Pani doktor nie ma w gabinecie możliwości przeprowadzenia badania USG. No nie ma. Tego się nie spodziewałam. O naiwna ja, żyłam w przeświadczeniu, że w każdym gabinecie ginekologicznym jest USG.  Tymczasem w gabinecie pani doktor nie ma, trzeba się na nie zapisać do ... Innego ginekologa w tej placówce, który wykonuje takie badanie. Termin za dwa - trzy tygodnie. Zrezygnowałam. Parę dni później skorzystałam z wizyty prywatnej u drugiej pani ginekolog. Wszystko OK.
Pasożyty też wykluczyłam, przynajmniej te najbardziej "popularne".  Z wynikami wróciłam do przychodni, ale tym razem do innego lekarza (trauma jelitowa pozostała). Dokładniej lekarki. Powtórzyłam znowu wszystko, przekazałam wyniki badań. Pani doktor mnie przebadała na tyle ile mogła w gabinecie, po czym stwierdziła to, co już wiedziałam - niedoczynność. Wypisała mi skierowanie na powtórne badanie TSH  oraz  FT4, CK (to już pod kątem mięśni) no i do samego endokrynologa. On się mną zajmie. Zapytałam: - Czy te wszystkie objawy, szczególnie problemy z nogami, są na pewno/mogą być od tej tarczycy? W odpowiedzi usłyszałam: - "Może tak, może nie". Odczułam też, że mam już nie zawracać czterech liter. Koniec wizyty.
Zaczęłam poszukiwania endokrynologa w ramach NFZ. Pierwsza przychodnia - nie mają podpisanej umowy. Druga - endokrynolog przyjmuje raz w miesiącu, akurat był wczoraj. Trzecia - endokrynolog przyjmuje raz w miesiącu, ale prywatnie (100 złotych). OK. Czas rozejrzeć się w miastach obok. Dzwonię raz, drugi - terminy 3 miesiące, pół roku. Dzwonię dalej - nikt nie odbiera albo terminy za rok. Zapomniałam o tym, że w Polsce są kolejki do specjalistów i że lepiej chorować jak się ma pieniądze. Poddaje się. Skierowanie do endokrynologa do teraz wisi na mojej korkowej tablicy.
Na szczęście przyjechała moja mama, na moją prośbę. Bałam się, że któregoś dnia nie wstanę z łóżka. Mama wspomogła mnie psychicznie, finansowo i podzieliła się wiedzą o tarczycy - sama choruje od wielu lat. To ona uświadomiła mnie, żeby zrobić dodatkowe badania: przeciwciała itd bo samo TSH i FT4 nie wystarczy. Dzięki zastrzykowi gotówki, udało mi się bez problemu znaleźć endokrynologa w prywatnej klinice. Prywatnie, to i na drugi dzień. USG prawidłowe, zapalenia też nie ma. Recepta na euthyrox, za 6 tygodni do kontroli. Oczywiście opisałam wcześniej wszystkie objawy i zapytałam czy to aby na pewno wszystko od tej tarczycy. Odpowiedź: " Proszę pani, to są klasyczne objawy niedoczynności! Wszystko się zgadza. Tak działa właśnie chora tarczyca. Wszystko w organizmie spowolnione. Pani na pewno nie da rady biegać, wysiłek fizyczny nie jest teraz wskazany. Za miesiąc będzie już lepiej!"
OK, super! Od razu lżej, koniec niepewności, lęku. Och, jal ja się cieszyłam. Za miesiąc koniec tego koszmaru. Wrócę do życia, do aktywności i ruszę w świat!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Copyright © 2014 Moja polineuropatia , Blogger